Śmierć osoby ukochanej

Nie można wyrazić słowami siły i rozmiaru bólu spowodowanego przez śmierć ukochanej osoby. Jest to ból, o którym może mówić jedynie osoba wolna od niego, ponieważ ludzie, którzy doświadczają takiego bólu są pogrążeni w stanie zbyt wielkiego cierpienia, aby realnie o nim rozmawiać. Cierpią tak bardzo, że są odrętwiali i niezdolni do mówienia.

Czasami można przeczytać w gazetach artykuły o bólu i udręce, które odczuwają osoby, kiedy ich współmałżonek jest im zabrany przez śmierć. Te cierpiące osoby opisują to doświadczenie jako niesłychanie bolesne. Ci ludzie oddali całe swoje serce, ciało i umysł, całe swoje istnienie, całe swoje "ja" - osobie, która odeszła. Pewna kobieta, która utraciła swego ukochanego męża, z którym żyła 30 lub 40 lat, przedstawia to w następujący sposób: "To tak, jakby wyrwano mi serce. Tak, jakbym przechodziła operację serca bez znieczulenia". Ktoś inny powiedział: "To tak, jakby całe moje jestestwo zostało przecięte na pół, jakby całość została połamana".

Pewna kobieta opisywała swój stan zupełnego odrętwienia. Nie chciała się ruszać ani nawet wybrać numeru telefonu. Nie trwało to tylko dzień lub dwa, ale miesiące i lata. Ból nie jest koniecznie uzależniony od tego, jak długo żyli ze sobą małżonkowie. Mogło to być 20, 30 lub 40 lat. Być może tylko 10 lat, ale jeżeli są do siebie tak przywiązani, to kiedy jeden z partnerów odchodzi, wówczas druga osoba nie żyje zbyt długo. Dość często ten ktoś po prostu umiera z powodu "złamanego serca", jak mówią niektórzy lekarze. Lekarze tak naprawdę nie wiedzą dlaczego ci ludzie umierają. Wszystko, co wiedzą to tyle, że chęć życia takiej wdowy lub wdowca obniża się w drastyczny sposób. Na przykład - tak wiele starszych pań żyje samotnie w swych mieszkaniach. Ich mężowie odeszli, a one po prostu siedzą tam pozbawione życia. Pozbawione serca. Mentalnie i fizycznie przechodzą całkowite załamanie.

Niektóre z nich mogą próbować "z powrotem poskładać" swoje życie i wrócić do świata, nawet jeżeli jest to tak bolesne. Chodzą do psychologów, różni ludzie starają się im pomóc. Być może dają im tabletki, w ten sposób próbując zmniejszyć ich ból i osłabić cierpienie. Czasem też radzi im się, żeby kupiły sobie psa lub wychodziły z domu w celu zapoznania jakichś przyjaciół, aby próbowały zrobić coś, co przywróciłoby im odrobinę chęci życia, tak aby miały jakiś cel, dla którego warto byłoby żyć, ponieważ w przeciwnym razie - po prostu umrą.

Oczywiście tacy ludzie wcale nie dbają o to czy umrą, czy też nie, ponieważ czują, że nie ma już celu w ich życiu. Jeżeli wierzą w kontynuację swego istnienia po śmierci ciała, mają nawet nadzieję, że znów spotkają swoich ukochanych. Modlą się, aby mogli kontynuować swój miłosny związek w jakichś niebiańskich warunkach. Odczuwają, że są złączeni ze swym ukochanym przez przywiązanie i uczucie.

Ale w rzeczywistości tak być nie musi. W zasadzie dwoje ludzi spotyka się w tym świecie jak dwa drewienka w rzece. Dwa drewienka zetkną się, przez chwilę popłyną razem ze strumieniem, uderzą w skałę i rozdzielą się. Właściwie nie istnieje szansa na ich ponowne spotkanie się. A nawet choćby znów się spotkali, z pewnością nie będzie to trwało wiecznie, bo znów będą musieli być rozdzieleni.

W Bhagavad-gicie, która jest koroną wiedzy wedyjskiej jest powiedziane, że ci, którzy w momencie śmierci są przywiązani do swego krewnego, przodka lub ukochanego, odchodzą do tych istot. Możemy zatem przyjąć, iż jest to możliwe, że między ludźmi mogą istnieć związki kontynuowane w takiej lub innej formie życia. Ale niezależnie od otoczenia lub miejsca, takie związki zawsze będą kończyły się bólem. Nigdy nie zakończą się pełną satysfakcją.

Dla przykładu - mąż usiłuje znaleźć schronienie w swojej żonie i przelewa na nią całą swoją miłość. Ona staje się jego życiem, jego podopieczną, przedmiotem czci. Z jej strony jest tak samo. Jest on dla niej najważniejszy. Jej życie jest po prostu służeniem jemu, a jego życie służeniem jej. Mają dzieci i przez chwilę służą swoim dzieciom. Potem dzieci dorastają, w końcu odchodzą a oni uświadamiają sobie, że "znów jesteśmy tylko ja i ty". Tak więc znowu szukają schronienia w sobie nawzajem bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Potem jedno z nich musi opuścić, a drugie cierpi i umiera z tęsknoty. Jest to stan pełen cierpienia.

Widok tego bólu, bardziej niż jakiegokolwiek innego cierpienia, jest trudny do zniesienia dla wielkich duchowych osób. A co jest powodem tego bólu? Jest on bezpośrednio spowodowany tym, że nie umieszczamy naszej bezcennej miłości w Duszy Najwyższej. Oświecone osoby próbują uwolnić nas od tego bólu. Próbują wyzwolić nas od tego cierpienia. Nie tylko wyzwolić, ale i dać nam smak słodyczy, która znacznie przewyższa samą wolność od tego cierpienia. Innymi słowy, nie tylko próbują wyjąć nam z ust coś, co ma zły smak, ale usiłują dać nam coś, co smakuje dobrze.

Samozrealizowane osoby próbują nam powiedzieć: "Potrzebujecie wyższej, doskonalszej miłości. Jest ona tym, co uczyni Was szczęśliwymi. Jest tym, co uwolni Was od Waszego bólu. Nawet więcej - da Wam największe szczęście możliwe do osiągnięcia dla żywej istoty. Jest to pozytywna przyjemność, która umieszcza Was w "ananda" czyli w pełni szczęścia".

Doświadczając wyższej, duchowej miłości, kochamy również swych bliskich, krewnych, kochamy swoją żonę, swoje dzieci. Kochamy ich wszystkich, ale kiedy odchodzą nie mamy poczucia, że całe nasze życie zostało stracone albo, że zabrano nam podstawę naszego życia, nasze schronienie. Jest nam smutno i przykro, że odeszli, ale nie tracimy celu życia. Rozumiejąc kim jesteśmy, wiemy jak żyć.